24 godziny
Kiedy gasną światła, Rafał Pietrzak na pryczy boi się nienawiści.
Swojej własnej.
Spotkałem w więzieniu prawdziwych gwałcicieli dzieci. Można ich
od razu odróżnić. Opowiadają dowcipy typu: Co jest najlepsze po
miłosci francuskiej? - Zakładanie pieluchy. Pani prokurator po tylu
latach praktyki też wie, jak ich rozpoznać. Wiedziała, że oskarża
niewinnego człowieka.
Wyciąga wymięte zdjęcie: "To jest Katheryn. Moja córka - mówi z dumą. Widziałem ją raz."
Katheryn miała wtedy trzy tygodnie. Matka przywiozła ją do aresztu śledczego w McKinney.
Płakali we troje. Myślał, że po wyroku będzie oglądał ją codziennie. Raz na kilka miesięcy
ogląda od niej kartkę.
Ostatnią kartkę od Berthy Alvarengi i jej córek dostał 18 czerwca. "Spróbuj mieć szczęśliwy
Dzień Ojca!" — pisały. Wcześniej, 14 lutego: "Spróbuj mieć szczęśliwe walentynki!"
Wysłał im kartki na Dzień Dziecka. Pamięta ten dzień dobrze. 1 czerwca w więzieniu Huntsville
w Teksasie odbyła się egzekucją. Rafał Pietrzak słuchał w radiu gubernatora Teksasu, George-a
W. Busha, kandydata na prezydenta: "Niechaj Bóg błogosławi pana Grahama! Jednakże egzekucja
musi się odbyć." — "Najpierw zabija, potem się modli. Teksaski fanatyk. Tutaj się mówi, że
prawdziwy mężczyzna ma zawsze przy sobie spluwę i Biblię" — złości się Pietrzak.
Po wyroku czekał na apelację. Jego nowy prawnik, Roger Dickey miał 90 dni na złożenie zapowiedzi
apelacji. Tygodnie upływały, a Rafał Pietrzak nie dostawał od niego żadnych informacji: "Wiedziałem,
że czas ucieka. Dzwoniłem do niego na koszt odbiorcy. Dwa razy nie zgodził się przyjąć rozmowy."
Roger Dickey uzasadnił wniosek o apelację dobrze: "Pietrzaka skazano bez dowodu, na podstawie
poszlak; matka i dziecko twierdziły, ze jest niewinny; badania specjalistyczne wykazały, że
dziecko nie było zgwałcone; adwokat niewłaściwie go reprezentował; sędzia wypowiadał uwagi na
temat dowodów i wbrew prawu dopuścił jako dowód rzeczowy kasetę wideo z przesłuchania na policji."
Adwokat złożył zapowiedź apelacji 2 czerwca. W 91. dniu od ogłoszenia wyroku. Sąd apelacyjny
odrzucił wniosek ze względów formalnych — wpłynął o jeden dzień za późno.
Półtora roku trwały odwołania od tej decyzji. Listy krążyły leniwie między Rogerem Dickeyem i
sądem apelacyjnym. Rafał Pietrzak mógł tylko czekać. Napisał kilka listów do Dickeya. Nie dostał
żadnej odpowiedzi.
4 stycznia roku 2000 sąd decyduje: polski więzień traci prawo do apelacji. Dickey wciąż się nie
spieszy. Pietrzak dowiaduje się o utracie apelacji dopiero 24 dni później — 28 stycznia o godz.
14. Ma dobę na napisanie petycji o rewizję wyroku lub wystąpienie o przedłużenie czasu na napisanie
takiego dokumentu.
Biegnie do jedynego przyjaciela w więzieniu, Harwella Wilsona, który tak, jak on, nie klnie, nie
ma tatuaży i siedzi za molestowanie dziecka. Wilson spędza noc przy maszynie do pisania. Nie na
darmo. Sąd daje Pietrzakowi dwa miesiące na napisanie petycji o rewizję. Pisze ją Wilson, wysyła
w swoim imieniu Pietrzak, który zrezygnował z adwokata.
7 czerwca Najwyższy Sąd Federalny w stolicy Teksasu, Austin odrzucił petycję Rafała Pietrzaka.
Wyrok sądu w McKinney nie został nigdy poddany apelacji, ani rewizji. Rafał Pietrzak: "Ojca już
straciłem. Boję się, że nie zdążę spotkać się z mamą."
Rafałowi Pietrzakowi zostało jedno. Nadzieja, że polskie Ministerstwo Sprawiedliwości wynegocjuje
jego deportację do kraju. Rozmowy trwają. Konsul Polski w Los Angeles, Jerzy Wałewski przejął się
sprawą. Kilka razy jeżdzil do więzienia i dopominał się o dobre traktowanie Pietrzaka, poparł jego
wniosek o deportację: "... w powyższej sprawie nie zagwarantowano polskiemu obywatelowi prawa do
skutecznej obrony" — pisał do ministerstwa. Kontaktował się z organizacjami, które pomagają ludziom
skrzywdzonym przez CPS. Więcej nie mógł zrobić. Roczny budżet konsulatu na pomoc w takich przypadkach
wynosi 800 dolarów.
Kowbojski kapelusz
Kiedy sędzia ogłosił wyrok, adwokat wspomagający Rona Danfortha, George Giles rozpłakał się (potem
zrezygnował ze współpracy z Danforthem). "Rafał Pietrzak jest niewinny. Może nie zachował się najmądrzej,
ale na pewno nie miał złych intencji" — mówi. "Kilku ławników też tak sądziło, chcieli wyroku w
zawieszeniu."
Giles wie o tym, bo bronił niedawno młodego chlopaka, który spowodował wypadek drogowy. Gdyby mógł
udowodnić to, co od niego usłyszał, proces Pietrzaka musiałby zostać powtórzony. Chłopak był synem
jednego z ławników. Strach przed "puszką" rozwiązał mu język. Powiedział, jak to było, kiedy jury
ustalało werdykt:
Sędzia co chwilę pukał do drzwi i nawoływał, że mają się spieszyć. Ale jak tu sie spieszyc? Jedni
chcieli wyrok w zawieszeniu, drudzy 99 lat. Wreszcie na stole wylądował kapelusz jednego z ławników.
Kowbojski z wygiętym rondem — w Teksasie mężczyźni innych nie noszą. Po kolei wrzucali karteczki z
cyferkami. Potem jeden z nich wyciągnął wszystkie i policzył sumę znajdujących się na nich liczb.
Podzielil ją przez liczbę ławników: 12. Wyszło 30.
Tylu lat w więzieniu nie przeżyje nikt skazany za molestowanie seksualne dziecka. Nie w Teksasie.
Marcin Fabjański