"Do Newarku przyleciałem 16 września br. o godz. 15" - rozpoczął opowiadanie
swojej historii Nowemu Dziennikowi Jerzy Osoba.
Zdjęcie: Tomasz Deptuła
Przesłuchujący go urzędnik mówił łamaną polszczyzną i przedstawił się jako
Holicki. Nie przebierał w środkach. Czerwony ze złości, zaczął krzyczeć:
"Po co tu przyjechałeś?" i "Ty nigdy już tu nie przyjedziesz." Groził, że
jeśli nie będzie stosował się do poleceń, to "zakujemy cię w kajdany i nie
wrócisz do domu". Nie słuchał odpowiedzi Polaka, a po chwili wyszedł z pokoju.
Wrócił z kobietą-inspektorem. Tym razem był niezwykle ubawiony, a na próby
Polaka nawiązania rozmowy odparł, że może odezwać się tylko wtedy, kiedy mu
na to pozwolą. Rozpoczęły się wielogodzinne przesłuchania.
"Po jakimś czasie zacząłem źle się czuć" - mówi Jerzy Osoba. Poprosił o
szklankę wody albo kawę. Holicki stwierdził jednak, że nic mu nie może
podać. Dziwił się też, dlaczego Polak tak się trzęsie. Kilka razy kazano
mu wychodzić z pokoju, zmuszając do oddania paska i butów. Kilkakrotnie
też robiono mu zdjęcia, brano odciski palców. W końcu zamknięto go w celi,
gdzie była tylko ławka i ubikacja. Po jakimś czasie, z wycieńczenia i
zdenerwowania, zaczął walić pięścią w drzwi. Przyszła inna pani inspektor
i pozwoliła mu wrócić do poczekalni. Nad ranem Jerzego Osobę zaprowadzono
z powrotem do pokoju. Tam zakończono przesłuchanie według specjalnego
kwestionariusza, który miał wykazać, czarno na białym, "winę" Polaka.
Na ten sam kwestionariusz powoływał się w rozmowie z Nowym Dziennikiem
rzecznik INS Kerry Gill. Mówił, że udowadniał on niezbicie, iż podejrzenia
Holickiego nie były bezpodstawne.
Kwestionariusz INS
"Ile pieniędzy masz przy sobie?" - brzmi jedno z 63 pytań, jakie widnieją
na kwestionariuszu INS. Dano mu go do podpisania - po całonocnej inwigilacji
- rano 17 września br. "Mówisz, że jesteś rolnikiem... zbiory w Polsce były
dobre... ty jednak masz przy sobie tylko 46 dolarów... żadnych kart kredytowych
nie masz... za co będziesz się tu utrzymywał?" - brzmią inne pytania.
Dla pełnego obrazu należy dodać, że Jerzy Osoba przebywał w ostatnich 6 latach
w USA pięć razy. Z jednym wyjątkiem były to zawsze wizyty 6-miesięczne. Nigdy
nie wszedł w kolizję z prawem, nigdy też nie przekroczył terminu odlotu.
Utrzymywała go rodzina, w zamian za co wykonywał drobne prace domowe.
Pytania z kwestionariusza: "Mówisz, że jesteś rolnikiem, ale każdą wiosnę i
jesień od 1996 roku spędzałeś w USA, jak to wytłumaczysz? Jaki rodzaj pracy
wykonywałeś u brata? Dlaczego za każdym razem przebywałeś w USA tak długo,
skoro masz na utrzymaniu żonę i dwoje dzieci?"
Z lektury kwestionariusza widać wyraźnie, że najważniejsze z całego zestawu
były dwa pytania końcowe. W oczach przedstawicieli INS były one prawdopodobnie
przysłowiowym gwoździem do trumny.
"W czasie rewizji torby znaleźliśmy notatnik, w którym znajdują się następujące
wyrażenia po angielsku i ich polskie odpowiedniki: nie mam pracy - szukam pracy
- czy macie pracę na pół etatu - czy macie pracę na soboty i niedziele - mogę
pracować w nocy - jestem dobrym pracownikiem - byłoby przyjemnością pracować
dla Pana - nie jestem leniwy - będę pracował, jak umiem najlepiej. Na pytanie
"Dlaczego nosisz je przy sobie?" zanotowano odpowiedź "Uczę się angielskiego."
I pytanie na zakończenie: "Znaleźliśmy przy tobie książeczkę informacyjną
Pekao. A przecież jest to firma, za pomocą której przesyła się pieniądze
tylko w jedną stronę, z USA do Polski. Skąd będziesz miał pieniądze, żeby
je wysyłać do Polski, skoro, jak twierdzisz, nie będziesz tu pracować i
zarabiać?" Odpowiedź: "Kolega dał mi tę broszurę. Pieniądze do mojej rodziny
w Polsce będzie wysyłał mój brat." Polak do końca utrzymywał, że nigdy w USA
nielegalnie nie pracował.
Telefon, do celi i z powrotem do Polski
"O 8 rano (nie wiem dokładnie, bo byłem w szoku) kazali mi podpisać protokół
z przesłuchania w języku angielskim, nie tłumacząc go" - przypomina sobie
koszmarne chwile poranne 17 września br. Jerzy Osoba. Holicki zapewniał go,
że dokumenty dostanie w Warszawie i będzie się wtedy mógł z nimi zapoznać.
Urzędnicy wciąż zachowywali się w stosunku do niego pogardliwie. "Byli bardzo
weseli i powiedzieli, że mogę teraz (po podpisaniu kwestionariusza) zadzwonić
(do konsula RP w Nowym Jorku)." Zanim do tego doszło, Holicki przyniósł mu 1/5
kubka zimnej kawy i jednego ugotowanego ziemniaka. Zaraz potem wyszedł i już
więcej nie powrócił.
"Absolutnie nie wierzę w tę historię zimnej kawy i jednego ziemniaka" - mówił
w rozmowie z Nowym Dziennikiem rzecznik Gill - "to niemożliwe".
Po rozmowie z konsulem Cezarym Dziurkowskim - w czasie której Jerzy Osoba
powiedział o przetrzymywaniu go bez jedzenia, picia i spania - zakuto go w
kajdanki (ręce, nogi i biodra), przeprowadzono przez lotnisko na oczach innych
ludzi, wsadzono do więziennego samochodu (z kratami) i przewieziono do innego
aresztu.
"Tak, Jerzy Osoba został przetransportowany do ośrodka przetrzymywań w Elizabeth,
New Jersey" - przyznał rzecznik Gill. Twierdził, że tam Polak mógł się wykąpać i
został nakarmiony.
"W celi więziennej było bardzo zimno, nie mogłem się umyć, ani położyć, choć na
chwilę" - zaprzeczał Osoba. Jak poinformował, podano mu dwie zimne, "śmierdzące"
parówki oraz "obrzydliwy napój, który był nie do spożycia". Ponownie robiono
zdjęcia, zdejmowano odciski palców.
17 września o godz. 15 Polaka zakutego w kajdanki zawieziono na lotnisko, gdzie
na oczach ludzi i w towarzystwie dwóch funkcjonariuszy czekał na samolot powrotny
przez Frankfurt do Warszawy. Odleciał do Europy ok. godz. 18. W Polsce wylądował
18 września br. Nie udowodniono mu, że pracował w USA. Przesłuchanie miało do
końca charakter poszlakowy. Pomimo tego nie może wjechać do Stanów Zjednoczonych
przez 5 lat. Od zakazu wjazdu będzie się odwoływał.
"Potraktowano mnie tutaj jak przestępcę, maltretowano psychicznie, a ja zawsze
wychwalałem Amerykę pod niebiosa" - mówi z goryczą Jerzy Osoba.