10 kwietnia 2010 roku Polska straciła prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jego małżonkę Marię
i dziesiątki przedstawicieli swoich elit. Wszyscy pamiętamy tamten moment. Nas, Polaków
mieszkających w USA, budziły nad ranem telefony od rodzin z kraju dzielących się tragicznymi
wiadomościami.
Dziewięć dni żałoby, które dzieliły katastrofę od prezydenckiego pogrzebu na Wawelu, zjednoczyło
Polaków. Atmosfera panująca w kraju po katastrofie smoleńskiej była wyjątkowa w skali świata:
szacunek i podziw budziła na całym świecie zwłaszcza godność, z jaką Polacy przeżywali żałobę
narodową. Jedynym zgrzytem były protesty, do których doszło po informacji o planach pochowania
pary prezydenckiej na Wawelu. Tysiące zniczy płonących przed Pałacem Prezydenckim, wielotysięczne
tłumy oczekujące na przejazd konduktów pogrzebowych, kilkunastogodzinne kolejki, by oddać ostatni
hołd prezydenckiej parze — to wszystko przeżywaliśmy osobiście albo oglądaliśmy na ekranach
telewizorów. Harcerze ustawili przed prezydencką siedzibą drewniany krzyż. Ten symbol stał się
jednak później symbolem podziału Polski na dwa nieprzejednane obozy, a katastrofa smoleńska
stała się przedmiotem politycznych rozgrywek. Sprzyjały temu zarówno rozżalenie rodzin ofiar
skarżących się na opieszałość śledztwa i rzekomą niechęć w ujawnianiu przyczyn tragedii, jak
i graniczące ze złą wolą gafy i błędy popełniane przez rządzących. Trwająca już wcześniej wojna
polsko-polska jeszcze się nasiliła.
W rocznicę katastrofy ogólnopolskiej jedności już nie będzie mimo, że znów zabije Dzwon Zygmunta
w Krakowie, którego dźwięk rozbrzmiewa w szczególnie ważnych i tragicznych dla kraju momentach.
Ofiarom katastrofy smoleńskiej został już poświęcony pomnik na Wojskowych Powązkach, ale dziś
politycy różnią się zasadniczo nawet w propozycjach uczczenia pamięci tych, którzy zginęli i
budowy kolejnego pomnika czy pomników upamiętniających wydarzenia z 10 kwietnia 2010. Jest to
chyba najsmutniejszym dowodem, że Polacy niewiele nauczyli się z tej tragedii.
Katastrofa smoleńska tylko na krótko połączyła też Rosję i Polskę. Raport MAK inspirowany przez
Rosjan stanowił powód do głębokiego rozczarowania. Próba całkowitego wybielenia strony rosyjskiej
w śledztwie na temat przyczyn katastrofy stanowiła zaprzeczenie oczywistych faktów. Ostatnio
nawet premier Donald Tusk złamał reguły dyplomatycznej poprawności przyznając, że wina nie może
leżeć wyłącznie po polskiej stronie. Od chwili publikacji raportu zacina się współpraca Polski
i Rosji i wrócono do tradycji wzajemnej nieufności i złościwości.
Kardynał Kazimierz Nycz wzywa dziś Polaków do zamknięcia żałoby. Katastrofa smoleńska pozostanie
jednak na zawsze w zbiorowej pamięci narodu. I smutne jest zarówno to, że wciąż nie znamy całej
prawdy o jej przyczynach, jak i też, że sama tragedia jeszcze przez długie lata będzie dzielić
Polaków żyjących nie tylko w kraju, ale i na całym świecie.