Zły dotyk
(4)


Dosłowne lalki

    Parę dni po aresztowaniu Rafała Pietrzaka Doris wróciła ze szkoły z
    płaczem: "Pani powiedziała całej klasie, że mój tata jest złym
    człowiekiem." Dziewczynka wspomina: "Potem byliśmy u dyrektora.
    Prosił mnie, żebym wybaczyła pani. No to wybaczyłam."

    Ze stenopisu rozprawy:

    Nauczycielka Marie Galvan: "Spytałam Doris, czy rozmawiała z nim i czy
    się z nim widziała. Powiedziała, że tak. Powiedziałam, że myślałam, że
    jest w więzieniu. Bardzo się zdziwiła. Powiedziała: to pani o tym wie?
    Kazałam jej trzymać się od niego z daleka, nie zostawać z nim w jednym
    pokoju i nie rozmawiać, bo on jest złym człowiekiem."
    Adwokat: "Dlaczego pani to powiedziała?"
    Galvan: "Martwiłam się o jej bezpieczeństwo. Niektóre dzieci nie zdają
    sprawy, co to znaczy, być oskarżonym. Postanowiłam, że z tym skończę i
    powiem jej czarno na białym, że jej ojczym jest złym człowiekiem i
powinna trzymać się od niego z daleka."

Berthy Alvarenga postanowiła, że nikt już nie będzie rozmawiał z Doris o Rafale Pietrzaku.

"Matka Doris nie zgodziła się zostawić dziecka pod naszą obserwacją" — żałuje Jamie Caperton, dyrektor Służb Ochrony Dziecka w Plano. "A my mamy swoje metody, żeby dowiedzieć się, jak było naprawdę."

Jednym z nich są "anatomicznie dosłowne lalki". Można z nich łatwo zdjąć ubranie. Pod ubraniem składają się głównie z narządow płciowych. W CPS dają je dzieciom, żeby pokazywały, jak były gwałcone.

Amerykańska prasa wiele razy krytykowała CPS za te lalki — żadne badania naukowe nie dowiodły ich skuteczności. Dla Carol Hopkins, dyrektorki Narodowego Komitetu Sprawiedliwości, Służby Ochrony Dziecka, to nieporozumienie. Zrobiła badania, z których wynika, że pracownicy CPS są niedouczeni. Często przed podjęciem pracy nie mieli żadnego kontaktu z psychologią i socjologią. Wielu ma wykształcenie lincencjackie w pedagogice ogólnej.

Za to są skuteczni. Każdy prowadzi średnio 94 śledztwa rocznie. Prawie zawsze oskarżają. Jedna trzecia oskarżeń potwierdza się potem w sądzie.

Sheila Cass, asystentka adwokata Rona Danfortha: "Pracownice CPS to nazistki. Nienawidzą mężczyzn, szczególnie młodych. Mają ogromną wladzę. Mogą przyjść i zabrać dzieci. Znają setki trików, żeby zmusić człowieka do powiedzenia tego, co chcą usłyszeć. Zwłaszcza jeśli nie zna dobrze angielskiego."

Jamie Caperton nie pamięta przypadku Pietrzaka, a żadna z kobiet, które go rozpracowywały, już nie pracuje w CPS w Plano. Zmieniły pracę albo wyniosły się z okolicy. Może zaczepiły się w CPS na trochę z braku lepszego zajęcia. "Pare lat temu naszym pracownikiem mógł być prawie każdy, na przykład nauczyciel muzyki. Teraz zapewniamy o wiele lepsze szkolenie" — przekonuje Jamie Caperton.

Instrukcja CPS dla pracowników poucza, żeby w wywiadzie z dzieckiem stosować trzy rodzaje pytań: ogólne, naprowadzające i zamykające. Ogólne, to np.: "Czy wiesz, dlaczego tu przyszłaś?" Naprowadzajace: "Tata zdjął z ciebie ubranie, prawda?" Zamykające: "Wsadzął swojego siusiaka w twoją dziurkę, prawda?"

Instrukcja wymienia też pytania anatomiczne, np.: "Co robi siusiak?" Jeśli dziecko odpowie, że "sika", można zadać kolejne pytanie: "A co jeszcze robi?" Albo: "Wiesz, jak zachowuje się ptaszek? Zmienia się? Powiększa? Jest twardy czy miękki? Zwisa na dół czy jest prosty i sztywny?" W instrukcji jest też ostrzeżenie: "Należy uważać z pytaniami o erekcję i o to, jak smakuje nasienie, jeśli nie ma dowodów na to, że dziecko je zrozumie."

Na te pytania miała odpowiadać Doris. Są one przeznaczone dla dzieci w wieku od 2 do 6 lat.

Tylko koty biegają

W weekend przed decyzją o wysokości wyroku, ława przysięgłych mogło na prośbę adwokata zostać odcięte od świata. Ale nie było. "Nie chciałem denerwowac ławników. Oni wiedzą, że to obrońca ich zamyka. Mogą się mscić" — tłumaczy Ron Danforth.

W sobotę, 28 lutego gazeta Dallas Morning News wydrukowała artykuł o pani prokurator pt. "Walcząc dla dzieci". Tekst laurka zaczyna się tak: "Jest dziewiąta wieczorem. Bob i Sharon Curtis położyli właśnie bezpiecznie trójkę dzieci do łóżek. Tylko koty biegają jeszcze po mieszkaniu." — "No i pani prokurator szykuje się do tego, żeby wsadzić kolejnego gwałciciela dzieci za kratki" — wynika z dalszej części tekstu.

Potem sę informacje: że przez trzy lata przegrała tylko jeden z ponad stu procesów, że jest inteligentna i "ma ogromną empatię dla najbardziej zależnych od innych członków społeczeństwa: dzieci".

Dziennikarka Linda Ball zachwala jej elokwencję i maniery w sądzie; cytuje prawników, którzy twierdzą, że jest jedna z najlepszych prokuratorek, jakie w ogóle widzieli; cytuje też samą Curtis: "Żyję w ciągłym strachu, że będę musiała powiedzieć małemu dziecku: przepraszam, skarbie, nie wiem, dlaczego uznali go niewinnym."

W okolicach Dallas każdy zaczyna dzień od lektury Morning Dallas News. A wydania na weekend nie przegapi nikt, ławnicy też — są w nim kupony zniżkowe do supermarketów.

Dziennikarze nie zawsze mają dostęp do pani prokurator:

"Jestem polskim dziennikarzem. Piszę artykuł o Rafale Pietrzaku. Chciałbym porozmawiać o jego przypadku i o problemie molestowania dzieci w USA."
W sluchawce oschly, zdenerwowany glos: "Pietrzak jest polskim obywatelem i ty to nazywasz problemem USA?"
"Tak, choćby ze względu na lokalizację."
"Nie interesuje mnie rozmowa z tobą."
Trzask. Sygnał.

Ślina na twarzy

W stenopisie rozprawy nie ma antypolskich uwag. Sędzia za każdym razem kazał je wykreślać na prośbę adwokata.

"Panie prokuratorki krzyczały, że Polacy, to brudasy, prymitywy, gwałciciele. Że mają komunistyczny rząd, na który zasługują" — opowiada Iwona Sarnecka. "Były podniecone swoimi mowami. Kiedy którejś udało się zapędzić świadka w kozi róg, klepały sobie ręce albo kopały się pod stołem."

Rafał Pietrzak na wspomnienie rozprawy zaczyna drzeć. Tak samo trząsł się w sądzie. "Prokuratorka machała mi ręką przed nosem, wrzeszczała o parę centymetrów od twarzy. Czułem jej ślinę na policzku. Adwokat trzymał mnie za kolano, żebym się nie ruszał. Ta kobieta krzyczała nawet na sędziego."

Na ostatniej rozprawie pani prokurator pogniotła kartkę papieru, na której wpisuje się wyrok w zawieszeniu i rzuciła Ronowi Danforthowi w twarz. "Nie możecie dać mu wyroku w zawieszeniu, bo go deportują do Polski i nic mu się nie stanie!" — wrzeszczała do ławników. Sędzia kazał jej podnieść kartkę i przeprosić adwokata. Nie zauważył, że oskarżycielka złamała prawo — nie powinna mówić o statusie emigracyjnym oskarżonego. "Inny prokurator poniósłby konsekwencje, ona nie" — mówi John Bergman.

Kilka lat temu w Plano zgwałcono i zamordowano małą dziewczynkę. Powiat zatrudnił dwie prokuratorki, żeby zajęły się wyłącznie przestępstwami, których ofiarami są dzieci. "Przez te parę lat wyspecjalizowały się one w szantażowaniu moralnym innych. Boją się ich nawet sędziowie" — mówi John Bergman. "Rafał miał strasznego pecha. Na podstawie poszlak, które zebrały prokuratorki, w sąsiednich powiatach nie zostałby skazany."

2 marca 1998 roku Sąd Powiatowy w McKinney skazał Rafała Pietrzaka na 30 lat więzienia i 10 tys. dolarów grzywny.

Pietrzak czasami żałuje, że nie poszedł na propozycję oskarżenia: "Przyznaję się, dostaję 10 lat, wychodzę po pięciu." Ale adwokat radził, żeby się nie przyznawał. Dla niego sprawa była wygrana.

Ron Danforth wciąż nie rozumie, dlaczego przegrał: "Nie mogłem uwierzyć w wyrok. To stan Teksas musiał udowodnić winę. I nie udowodnił. Ja nie musiałem udowadniać niewinności oskarżonego, ławnicy powinni byli ją załozyć. System prawny Teksasu jest chory. Prokuratorzy powinni dążyć do prawdy, a nie, jak w przypadku Pietrzaka, do skazania oskarżonego za wszelką cenę."

Ciąg dalszy >>>